Projekt Ania
zasadzie nie pisałam jeszcze nic o samym projekcie.
Zaczęło się od tego, że zamarzyła mi się działka w jakiejś urokliwej okolicy. Mieszkamy w centrum Polski, więc teoretycznie wszędzie blisko (i w góry, i nad morze), ale nie brak w bliskiej odległości fajnych miejsc z jeziorkami, rzekami czy innymi atrakcjami. Miejsce wybraliśmy szybko, gorzej było z działką - wszystkie, które były do sprzedania sprzedały się wiosną, ceny poszybowały w górę. 2 działki po kolei sprzedający rezygnowali ze sprzedaży. Jednak udało się - i mamy kawał swojego miejsca w okolicy lasów, na uboczu, blisko rzeki, blisko torów rowerowych.
Dom miał stanąć szybko, stąd pomysł padł na drewniany, składany jak klocki. Wyceny dla domku 35 m2 z poddaszem sięgały 250 tys. zł (do zamieszkania). W sumie w drewnianym domu nic w środku się nie wykańcza. Do wakacji miał stać domek. Ale jesienne wieczory sprzyjały rozmyślaniom i stwierdziliśmy, że jednak chcemy dom całoroczny, mimo, że będzie początkowo traktowany jako domek wakacyjny i na weekendy. Nie mieliśmy wiele wymagań, ważne, by nie za duży i prosty w budowie. I taka wydaje się być Ania. Nie przebieraliśmy.
Projekt Ania był dla nas strzałem w dziesiątkę. Pasował do WZ, pasował do działki. Nieskomplikowany, niewielki. Chcieliśmy na dole sypialnię, by nie biegać po schodach - i jest. Chcieliśmy na dole łazienkę - jest. Na górze 2- sypialnie - są. Wersja podstawowa jest akuratna na działkę, bo wjazd mamy od północy, a taras będzie od południa i zachodu. A że to działka w lesie - słońce nie będzie dokuczać latem pomimo takiego usytuowania budynku.
Wprowadzamy drobne zmiany w oknach. I to tyle.